Hoog |
Wysłany: Sob 9:40, 26 Sie 2006 Temat postu: Hoog- Dwie bitwy(Nieznane karty bitwy pod Brenną) |
|
Brouver Hoog wydawał wielką ucztę. Powodem było to, co starosta Mahakamu nazywał powrotem. Krasnoludy z całego świata opuszczały miasta i kryły się przed wojną w bezpiecznym Mahakamie. Brouver ogłosił, że chce powitać braci godnie. W największych komnatach Mahakamu rozstawiano stoły. Pomimo trudnoci z zaopatrzeniem, mahakamskie krasnoludy wyciągnęły ze spiżarni wszystko, co miały najlepszego.
Uczta przebiegała zgodnie z najstarszymi i najświętszymi krasnoludzkimi obyczajami, które nakazywały żreć i pić bez opamiętania, i komentować smakowitość oraz obfitość potraw donośnymi beknięciami.. Zakazane było jedynie piewanie po trzeźwemu i sikanie pod ciany. To ostatnie miało służyć utrzymaniu zdrowej atmosfery.
Zoltan Chivay miał już zdrowo w czubie. Był w końcu prawdziwym krasnoludem, oddanym tradycjom swego ludu. Powoli zaczynało mu się dwoić przed oczami Pełgające i rozmyte wiatło pochodni w połączeniu z paroma litrami piwa zaczynało robić swoje. Długo musiał się zastanawiać, co nie zgadza się w postaci stojącej obok starosty Hooga. Dopiero po chwili doszedł do tego, że na oto na krasnoludzkiej uczcie znalazł się człowiek! Zamierzał wybełkotać jaki stosowny komentarz, ale Brouver Hoog ubiegł go .
- Oto jest graf Kobus de Ruyter, wojownik znakomity i szlachcic uczciwy - wrzasnął starosta przekrzykując gwar. Potężne płuca i stalowe struny głosowe były jedną z podstawowych kwalifikacji do urzędu starosty Mahakamu. - Przyszedł się nam pokłonić i wyrazy szacunku złożyć! - wywrzeszczał Hoog.
Towarzystwo odwrzeszczało z powrotem swoje wyrazy szacunku.
- Nie tylko jednak w tym celu przybył do nas szacowny graf! Domylacie się krasnoludzcy bracia czemu do nas przyjechał?
W odpowiedzi cała sala zgodnie ryknęła:
- Nasze baby przyjechał oglądać zbereźnik!
Padły opisy i propozycje dotyczące ludzkich technik łóżkowych.
- Nie zgadlicie bracia - odpowiedział rześko Hoog. - Nie po baby i nie po pieniądze on tu przyjechał. Nie chce nawet naszych zbroi i mieczów, choć jego żołnierze w pordzewiałych garnkach biegają! W wielkiej wojennej potrzebie są nasi przyjaciele z Redanii. Pytam więc: kto zgłasza się na ochotnika, aby Czarnych odeprzeć i za Jarugę wyrzucić?
Nie było braw. Brouver się zmieszał. Czemu miałyby ich obchodzić ludzkie sprawy? Mahakam był niezdobyty. Nie tylko dlatego, że leżał w górach. Również dlatego, że obie armie walczyły mahakamską bronią.
- Serce mi łamiecie - Hoog uderzył w tony liryczne. - Przecie to wasze domy i warsztaty będzie wróg niszczył! To waszych ludzkich przyjaciół tam będą mordować! I wy możecie tak tu siedzieć?
Zoltan wiedział, czyje warsztaty będą niszczone. Zaczął trzeźwieć w błyskawicznym tempie. Nagle zauważył czujne i trzeźwe spojrzenia siedzących zauszników Brooga. Przypomniał sobie wszystkich, którym opowiadał dowcipy o wąsach i pierdach starosty. Rozejrzał się dookoła. Nagle zauważył, że pod cianami stoi parę posterunków straży. Trzeźwych jak winie i uzbrojonych po zęby.
Broog ciągnął dalej: - Dennis Cranmer! Lata całe pracowałeś w Ellander! Chcesz się teraz od tego odwrócić? Wstyd byłby to wielki dla całej krasnoludzkiej rasy. Stań obok mnie i przysięgnij wiernoć i posłuszeństwo wobec króla Foltesta!
Dennis wstał. Też już wytrzeźwiał. Na tyle, żeby wiedzieć, że nie ma innego wyjcia. Hoog ryczał dalej:
- Sheldon Skaggs! Kupcy zabijali się o to, żeby ich karawan strzegł. Takich wojowników na pewno będzie trzeba!
Zoltan nie zdziwił się, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Wiedział, że to samo dzieje się teraz w całym Mahakamie. Wiedział też, że wszystkie krasnoludy pójdą, tak jak on. Że duma nie pozwoli im przyznać się do tego, że nikt ich tutaj nie chce..
cdn. |
|